Z miastem na dobre i złe
Utworzono dnia: 2011-05-04

Tadeusz Chęsy, bydgoszczanin z urodzenia, został wybrany Inowrocławianinem Roku 2010

Jest jednym z najbardziej znanych inowrocławskich biznesmenów, właścicielem dwóch dużych firm: drukarni Pozkal i Uzdrowiska Solanki, a także podróżnikiem i mecenasem kultury.

 

Porozmawiajmy najpierw o Pana firmach. Do tego, że zdobył Pan ten tytuł przyczyniło się to, że jest Pan znanym biznesmenem. Które „dziecko” jest Panu bliższe: Pozkal czy Solanki?

 

Pozkal to jest moje dzieło, które stworzyłem od początku. Ale nie powstałoby, gdyby nie wsparcie rodziny, jak również pozyskanie do współpracy takich poligrafów jak: Jan Figaj, Anna Rogalska, Janina Świtek, a w późniejszym okresie Zbigniew Chmiel, Janusz Nawrocki i Przemysław Miklas. To byli pierwsi ludzie, którzy mi zaufali. I dzięki ich wiedzy, zaangażowaniu i współpracy mogłem rozwinąć drukarnię. Najmłodsze „dziecko”, czyli uzdrowisko, powinienem też pokochać, ale z tą „powinnością” różnie bywa w szczególności wtedy, gdy marzenia i wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością.

 

Czy to oznacza, że żałuje Pan, iż kupił uzdrowisko? Co Pana tak rozczarowało?

 

Nie żałuję, choć nie przewidziałem, że tyle tu problemów do rozwiązania. Rzeczywistość jest taka, że trzy budynki zakwalifikowane jako zabytki wymagają kapitalnego remontu. Jeden z nich ma zasolenie od 30 do 40 procent. Następny element to konieczność wyremontowania sanatorium „Kombatant”, które powstało w epoce wczesnego Gierka. W tamtych czasach to był wysoki standard, dziś jednak życie go weryfikuje. Jest jeszcze sprawa załogi, która wymaga szkoleń i coraz lepszego przygotowania w zakresie obsługi kuracjuszy. Teraz nie wystarczy podsunąć gościowi talerz z jedzeniem, musi on być tak samo obsłużony, jak w dobrym hotelu czy restauracji, żeby tu chciał w przyszłości powrócić.

 

Pracownicy przechodzą szkolenia pod okiem specjalistów z renomowanych firm, między innymi, pod okiem kelnerów z „Marriotta”. Muszę się przyznać, że też w nich uczestniczyłem razem z personelem, by wiedzieć, jak oceniać ich pracę, czy wszystko odbywa się zgodnie z normami. Trzeba opanować nie tylko praktykę, ale zmienić mentalność: obsługa musi być uśmiechnięta, życzliwa, umieć się zachować w każdej sytuacji i odpowiednio odnosić do gości. Pakiet socjalny podpisany ze związkami zawodowymi gwarantuje obecnej załodze zatrudnienie do 2013 roku. Niemniej z osobami, które w ewidentny sposób nie będą się dostosowywały do nowych standardów będę zmuszony rozwiązać umowę o pracę.

 

Jakie inwestycje Pan planuje w uzdrowisku?

 

Na przykład muszę wybudować nowy basen. W istniejącym wprowadziliśmy już pewne udogodnienia montując urządzenia do automatycznego uzdatniania wody, by nie trzeba było jej wymieniać co dwa tygodnie. Zakupione zostały dwa piece konwekcyjno-parowe, co bardzo przyspiesza pracę w kuchni. Trwają intensywne prace przy wdrażaniu oprogramowania wspomagającego zarządzenie uzdrowiskiem. Wymaga to również rozbudowy infrastruktury teleinformatycznej pomiędzy budynkami uzdrowiska.

 

Liczę, że trzy główne budynki znajdą się w rejestrze zabytków, co może pomóc w uzyskaniu dotacji z ministerstwa na ich rewitalizację. Nie może być tak, że prezydent miasta robi z parku jeden z najpiękniejszych obiektów w Europie, a budynki na jego terenie będą umierały na oczach kuracjuszy i mieszkańców. Moja żona strasznie ubolewa, że jestem pracoholikiem i próbuje mnie z tego wyleczyć, ale dopóki uzdrowisko nie wyjdzie na prostą będę musiał się bardzo angażować w pracę. Na emeryturę się nie wybieram tak długo, jak będę w stanie pracować. To, że mogę poświęcić czas i siły dla uzdrowiska jest możliwe dzięki wsparciu rodziny: żony, syna, synowej, którzy całkowicie przejęli zarządzanie Pozkalem. Jedynie córka nie realizuje się w biznesie, a wybrała drogę artystyczną i jest pianistką. Gdy uzdrowisko wyjdzie na prostą, przekażę zarząd na ręce innych.

 

Powróćmy do tego, że został Pan wybrany głosami mieszkańców Inowrocławianinem Roku 2010. Czy był Pan zaskoczony wynikiem plebiscytu?

 

Oczywiście, że jestem zaskoczony. Mam wielki szacunek dla Wacława Szewielińskiego, za jego patriotyzm. Bardzo też szanuję panią Elżbietę Piniewską, która kształtuje młodych ludzi. Tym bardziej jestem bardzo dumny i zaszczycony, że wśród osobowości zostały zauważone moje działania na rzecz naszego regionu. Dziękuję redakcji za pomysł i czytelnikom za to, że oddawali na mnie głosy. Tak jak wcześniej powiedziałem, byłem przekonany, że ten tytuł otrzyma Wacław Szewieliński i uważam, że ta nagroda byłaby uhonorowaniem jego działalności i bezprzykładnej miłości do Ojczyzny. Chociaż sam jestem patriotą i czuje dumę, że urodziłem się Polakiem, to przed takim bohaterstwem i patriotyzmem, jaki prezentuje Wacław Szewieliński chylę czoła.

 

Tytuł Inowrocławianina Roku to nie jest Pana pierwsza nagroda, bo przecież zdobywa Pan laury jako poligraf i biznesmen...

 

Tak, ale to jest zupełnie inna nagroda i ma dla mnie szczególne znaczenie, bo wiąże się z oceną człowieka w społeczeństwie. W przypadku nagród poligraficznych oceny dokonują fachowcy i na te sukcesy składa się praca całej załogi. Tutaj czytelnicy ocenili moją postawę jako człowieka, mój stosunek do problemów ludzi, działalność w organizacjach społecznych i to, co robię dla dobra miasta.

 

Czy znajduje Pan czas na rozrywki i rekreację?

 

Uwielbiam spacery. Co weekend w sobotę i niedzielę wraz z żoną uprawiam nordic walking. Lubię pływać, pływam też na katamaranie. Kocham muzykę i podróże. Byłem w wielu miejscach. Niezapomniana była podróż do Izraela. Mieliśmy tam przewodnika Żydówkę, która pięknie mówiła po polsku i cudownie opowiadała o drodze Jezusa wplatając w tę opowieść szereg wątków biblijnych ze Starego Testamentu.

 

Pochodzi Pan z Bydgoszczy. Jak się odnalazł bydgoszczanin w Inowrocławiu?

 

W święta wielkanocne jeździłem do dziadków, którzy mieszkali na Kujawach. W drugie święto poszliśmy na zabawę i tam poznałem moją żonę Ewę, z którą jestem do dziś. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ożeniłem się i zamieszkałem w Inowrocławiu. Jak jestem w Bydgoszczy, to czuję nostalgię, ale tam już nie ma tego, co wiązało się z latami mojego dzieciństwa. Nie ma kuźni Wołocha i kiosku na Kujawskiej, sklepu z naftą i sztucznym miodem, strumyka, w którym jako chłopcy robiliśmy tamy, by spiętrzyć wodę i się kąpaliśmy, nie ma gospodarstwa Machińskich przy Brzozowej, gdzie kupowaliśmy codziennie świeże mleko od krowy. To już jest inne miasto. A Inowrocław pokochałem na dobre i na złe. Przywiązałem się do ulic, ludzi i czuję się prawdziwym inowrocławianinem.

 

 

autor: Renata Napierkowska
źródło: http://www.express.bydgoski.pl




« przejdź do wszystkich aktualności
Reklama esanatoria.eu

Polecane sanatoria

23 Wojskowy Szpital Uzdrowiskowo - Rehabilitacyjny
Lądek Zdrój
(dolnośląskie)
cena od: 105 zł
22 Wojskowy Szpital Uzdrowiskowo - Rehabilitacyjny SP ZOZ
Ciechocinek
(kujawsko-pomorskie)
cena od: 100 zł
Sanatorium Uzdrowiskowe DEDAL
POLAŃCZYK
(podkarpackie)
cena od: 65 zł
Uzdrowisko Połczyn S.A
Połczyn-Zdrój
(zachodniopomorskie)
cena od: 45 zł
SP ZOZ Sanatorium Uzdrowiskowe Bristol MSWiA w Kudowie-Zdroju
57-350 Kudowa Zdrój
(dolnośląskie)
cena od: 55 zł
Reklama esanatoria.eu
Polski Powrót na język polski.

Zapisz się do newslettera


zapisz się wypisz się