Trwają spory o inowrocławskie sanatorium „Modrzew”. O placówkę walczą związki zawodowe oraz miasto. Nieuregulowany status ciągnie tymczasem za sobą problemy ekonomiczne.

Chodzi o to, że miasto jest właścicielem gruntu, na którym znajduje się „Modrzew”. Sam obiekt należy   z kolei do spadkobierców związków zawodowych, choć nie określono jeszcze, kto nim jest.

W dwóch sądach toczą się dwie równoległe sprawy, które mają rozstrzygnąć spór. Dyrektor „Modrzewia” Witold Wach przyznaje, że przez trzy lata kierowania placówką udało mu się ustabilizować ją wewnątrz, ale nie można było zapewnić spokoju z zewnątrz.

- Ma to na pewno przełożenie na samopoczucie załogi, ale kuracjusze nie mają o tych sprawach pojęcia. Sam spór jest dla nas problemem, bo nieuporządkowany stan prawny zamyka nam dostęp do środków unijnych - mówi Witold Wach.

Niemożliwością jest też sięgnięcie po kredyt inwestycyjny. Bank nie uzyska zabezpieczenia, bo nie można dokonać wpisu do hipoteki.

Zamieszania nie poprawiła niedawna decyzja inowrocławskich radnych o uchyleniu uchwały samorządu sprzed 12 lat. Wtedy rajcy zgodzili się sprzedać grunt następcom prawnym Związku Zawodowego Pracowników Leśnych i Przemysłu Drzewnego. Do tego miana pretendują warszawscy „Budowlani” oraz olsztyńscy „Meblarze”.

Wystąpili do radnych, aby nie unieważniali decyzji swoich poprzedników sprzed kilkunastu lat. - Uchylenie uchwały byłoby nadużyciem prawa, którego nie powinny dopuszczać się organy administracji samorządowej - argumentują w specjalnie wystosowanym liście Ireneusz Goździołko z Komisji Nadzoru Właścicielskiego sanatorium i Zbigniew Janowski ze Związku Zawodowego „Budowlani”.

Radni nie usłuchali i uchwałę uchylili. To komplikuje kwestię ostatecznego rozstrzygnięcia skomplikowanego sporu. - Gdyby skorzystali z propozycji naszych prawników, to wszystko uległoby przyspieszeniu. Teraz to jeszcze bardziej się przeciągnie - twierdzi Witold Wach.

W sanatorium „Modrzew” pracują 64 osoby. Jednorazowo może w nim przebywać 182 kuracjuszy.

Źródło: Express Bydgoski